Zapraszam na recenzję palety mało znanej marki, która zaciekawiła mnie swoim wyglądem i kolorami. Paletka nazywa się Queen Tarzi Grl Pwr, Girl Power. Od razu spodobała mi się okładka z uśmiechniętymi kobietami różnych narodowości. Zarówno kolorystyka, jak i estetyka opakowania wpisała się w mój gust.
Paleta skrywa w sobie lusterko oraz 12 cieni, w neutralnej brązowo-zielonej kolorystyce. Znajdują się tutaj zarówno cienie matowe, jak i brokatowe. Maty są mocno napigmentowane, dobrze się z nimi pracuje. Cienie błyszczące są ok, ale daleko im do turbo pigmentów, czy cieni brokatowych nowej generacji. Paletka jest poręczna, fajna na wyjazdy, pod warunkiem, że nie potrzebujecie jasnego, beżowego cienia. Tutaj go niestety brakuje. Najjaśniejszy brąz z palety jest za ciemny pod łuk brwiowy.
Pierwsze eksperymenty z paletą wypadły pozytywnie i miałam wobec niej duże nadzieje, ale już po 3-cim użyciu rozleciało mi się opakowanie. Jest ono wykonane z tektury, zamyka się na magnes. Na pierwszy rzut oka wyglądało ok. U mnie niestety odkleiła się kratka, separująca cienie i wypadł magnes. Po zerknięciu do środka widać, że cienie są przyklejone byle jak. Udało mi się naprawić opakowanie, ale niesmak pozostał. Paleta na stronie douglas kosztuje 45 euro, na oficjalnej stronie producenta obecnie ok. 20 euro. Uważam, że tak słaba jakość jest niedopuszczalne przy tej cenie. Nawet tańsze, drogeryjne palety nie sprawiają takich problemów.
Zwracacie uwagę na opakowania kosmetyków?
Znacie markę Queen Tarzi?