Ostatnie lata odliczanie do świąt umilały mi kosmetyczne kalendarze adwentowe. W zeszłym roku miałam kalendarz Yves Rocher 2020, rok wcześniej kalendarz adwentowy Clinique 2019, a moim pierwszym był kalendarz adwentowy Douglas 2017.
Z każdego z nich byłam zadowolona i w tym roku, także chciałabym sobie jakiś kupić, ale wybór nie jest łatwy. Poniżej znajdziecie kilka moich przemyśleń i dylematów, które utrudniają mi wybór.
Ceny kalendarzy poszły do góry. Kosmetyczne kalendarze adwentowe cieszą się coraz większą popularnością, dzięki temu mamy większy wybór na rynku, ale poszło to w parze ze wzrostem cen.
Marki co roku wrzucają podobne produkty do swoich kalendarzy. Z tego powodu nie skuszę się na Clinique, tegoroczna zawartość kalendarza YR też wydaje się podobna…
Tańsze kalendarze są pełne zapychaczy. Czarna kredka do oczu, pilniczek i naklejki do paznokci… Znacie to? Niestety często zamiast konkretów znajdujemy nikomu niepotrzebne pierdółki.
Mało jest kalendarzy łączących kolorówkę i pielęgnację, a tego właśnie szukam. Clinique dosyć fajnie to balansuje, ale tak jak już napisałam w dużej mierze produkty się powtarzają między edycjami.
Z tańszych propozycji, wartych uwagi mogę Wam polecić 3 marki, które wcześniej miałam: Yves Rocher, Douglas i droższy Clinique. Być może w tym roku znów skuszę się na propozycję Douglas, choć jeszcze się waham. Bardzo kusi mnie kalendarz Sephora Favorites, ale cena 595 zł potrafi zwalić z nóg. Z kolei uboższa wersja Holiday Vibes za 185 zł nie jest już tak atrakcyjna.
Planujecie w tym roku zakup kalendarza adwentowego?
Jakie propozycje wpadły Wam w oko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, staram się na wszystkie odpowiadać na bieżąco.
Jeśli podoba Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, jeśli Twój mnie zainteresuje, dodam go do swojej listy czytelniczej :)