niedziela, 29 sierpnia 2021

Masełko do ust w tubce Weleda Skin Food


O balsamie do ust Weleda Skin Food lip butter mogliście już co niego przeczytać we wpisie -> Coś innego… te kosmetyki mnie zaskoczyły. Dzisiejszy post będzie w całości poświęcony temu produktowi, więc jeśli ciekawi Was ten kosmetyk to zapraszam do lektury. 

 

Produkt sprzedawany jest w zgrabnej tubce i opisany jako masło do ust. Pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem. Masełka do ust kojarzyły mi się z treściwą, zbitą formułą zamkniętą w słoiczku. Tubka jest bardziej higieniczna i wygodna, ale odpowiednia dla płynnych konsystencji. Masło Weleda bez problemu wyciska się z opakowania i niewiele wspólnego ma z tradycyjną konsystencją masła. 

 

Weleda lip butter skin food

Producent obiecuje intensywne nawilżenie i odżywienie ust. W składzie znajdziemy wyciągi roślinne z fiołka, nagietka lekarskiego i rumianku, które mają łagodzące działanie. Masło shea oraz olej kokosowy mają zapewnić nawilżający zastrzyk, a kompozycja zapachowa wg opisu składaja się z lawendy i pomarańczy.


Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę był właśnie zapach. Dosyć specyficzny, lekko orzeźwiający, ziołowy. Szczerze mówiąc to nie wyczułam tam wspomnianej lawendy czy pomarańczy. Niemniej jednak zapach nie jest meczący, a jego specyficzność na pewno na długo utkwi mi w pamięci i będzie się kojarzyć z tym konkretnym kosmetykiem. Po aplikacji usta delikatnie się błyszczą, zostaje na nich film, który się nie klei. Mam wrażenie, że balsam ma delikatnie chłodzące działanie. Niestety z ust znika w tempie ekspresowym i ciężko mówić tutaj o dogłębnym nawilżeniu czy regeneracji ust. W moim przypadku daje tylko chwilową ulgą i muszę ponawiać aplikację. 

 

Weleda lip butter skin food

Skład

Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Lanolin, Beeswax (Cera Alba), Glycerin, Viola Tricolor Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Alcohol, Water (Aqua), Fragrance (Parfum), Limonene, Linalool, Geraniol


Masełko kosztuje ok. 30 zł/ 8 ml. Zapowiadało się fajnie, ale ostatecznie okazało się dla mnie niewystarczające, a szkoda, bo ma fajny skład. 


Znacie kosmetyki Weleda? Jak się u Was sprawdziły? 

 

niedziela, 15 sierpnia 2021

Minimalistyczne nowości plus garść przemyśleń

Wydarzenia związane z pandemią sprawiły, że w ciągu ostatniego roku znacznie ograniczyłam zakupy. Wieczory spędzone w domu spożytkowałam na porządki, co pozwoliło mi odkryć stare rzeczy na nowo. Przegląd rzeczy zweryfikował plany zakupowe i sprawił, że zastanowiłam się nad tym czego naprawdę potrzebuję. Od dawna moją piętą Achillesową były kosmetyki i nie powinno to dziwić, chociażby z uwagi na tematykę bloga. Przyznam, że nowinki kosmetyczne ciągle kuszą, ale w ciągu ostatnich miesięcy starałam się dokupować na bieżąco, głownie te rzeczy, które mi się skończyły. Przykładowo w lipcu trafiły do mnie tylko dwa żele pod prysznic Palmolive: my fresh vibes z limitowanej edycji oraz relaksująca wersja z lawendą. 
 


Udało mi się wykończyć kilka kosmetyków m.in. do pielęgnacji twarzy i uszczuplić trochę zapasy. Myślę, że za jakiś czas uzbiera mi się więcej rzeczy, więc zapewne skończy się na zamówieniu w drogerii internetowej lub perfumerii. Zrobiłam przegląd biżuterii i pozbyłam się sztucznych akcesoriów, które nie wyglądały już dobrze. Nie było łatwo, bo mam sentyment do takich drobiazgów, ale na pocieszenie dostałam śliczny srerbny komplet w kształcie listków. 
 
srebrne kolczyki listki

Rozprawiłam się częściowo z porządkami w szafie i staram się kompletować przemyślaną, spójną garderobę, co wcale nie jest takie proste. Powiem Wam, że jestem załamana jakością ubrań w sieciówkach, która z roku na rok jest coraz gorsza. Ciężko znaleźć ubrania z dobrym składem. Nieraz zdarzyło mi się, że ciuch zniszczył się dosłownie po kilku praniach. Wyższa cena nie zawsze jest wyznacznikiem jakości, o czym przekonałam się na własnej skórze. W lipcu kupiłam kilka bawełnianych bluzek w Orsay, w tym prążkowany top, który widzicie na zdjęciu. Szalenie podoba mi się jego krój, mam nadzieję, że posłuży mi przez jakiś czas. Na razie jest po pierwszym praniu. 
 
Prążkowany top orsay


Gdzie najczęściej kupujecie ubrania? 
Zwracacie uwagę na ich jakość? 
 
 

sobota, 7 sierpnia 2021

Czy warto kupić pianki Rituals?


Lubię poznawać nowe marki i jedną z nich jest Rituals. Pewnie zauważyliście, że na blogu pojawia się coraz więcej produktów tej firmy. Mam do nich łatwy dostęp, poza tym są dosyć popularne wśród moich znajomych, dlatego stwierdziłam, że ja także je przetestuję. Mam już nawet swoich ulubieńców, kto nie widział klika tutaj i tutaj
 
żel pod prysznic Rituals

Wydaje mi się, że pianki to jedne z chętniej kupowanych kosmetyków Rituals. Do wyboru mamy szeroką gamę zapachów, a każda buteleczka kusi kolorowym opakowaniem. W sprzedaży dostępne są zarówno miniwersje jak i większe butelki. Mam 3 różne pojemności: 200 ml, 150 ml oraz 50 ml. Zapachy, które wybrałam to The Ritual of Holi, The Ritual of Karma, The Ritual of Mehr (dawniej w pomarańczowym opakowaniu pod nazwą The Ritual of Happy Buddha). 

The Ritual of Mehr

Pianki mają formę żelu, który po wyciśnięciu z opakowania zmienia się w gęstą, puszystą pianę. Są mocno perfumowane i dobrze wyczuwalne na skórze oraz w łazience. Mimo intensywnej woni, nie drażnią. Kompozycja zapachowa jest fajnie dobrana, dlatego kąpiel z nimi to czysta przyjemność. Nie wysuszają skóry, dobrze oczyszczają. Świetnie sprawdzają się pod prysznicem podczas golenia. Niestety mają też swoje wady: szybko się kończą (zwłaszcza wersje 50 ml!), a do tanich nie należą (ok. 35 zł/ 200 ml).
 
Pianki Rituals

Myślę, że warto wspomnieć o zapachach, które zdecydowanie są mocną stroną tych pianek. The Ritual of Holi to kwiatowa kompozycja z grejpfrutem. Bardziej wyczuwalne są tutaj kwiatkowe składniki, zapach jest dosyć lekki, nie przytłacza ani nie jest mdły. The Ritual of Karma to świeży, lekko orzeźwiający zapach z białą herbatą. The Ritual of Mehr (dawniej The Ritual of Happy Buddha) to mój ulubiony wariant, który kryje w sobie słodką pomarańczę i drzewo cedrowe.

Wracając do pytania z tytułu wpisu, muszę stwierdzić, że są to bardzo przyjemne produkty, po które warto sięgnąć od czasu do czasu dla urozmaicenia. Niestety mała wydajność i wysoka cena trochę zniechęcają do regularnych zakupów. 
 

Miałyście okazję używać pianek pod prysznic Rituals? 
 
 

niedziela, 1 sierpnia 2021

Coś innego… te kosmetyki mnie zaskoczyły

Szukając tematu na nowy wpis, wpadłam na pomysł podzielenia się z Wami kilkoma kosmetykami, które mnie zaskoczyły. Nieraz się zdarza, że produkt jest świetny i zaskakuje działaniem, lub tak kiepski, że trudno ukryć rozczarowanie. Postanowiłam podejść do tematu trochę inaczej i na mojej liście nie skupiałam się tylko na działaniu. Czujecie się zaintrygowani? Jeśli tak, to zapraszam do czytania ;) 
 

Na szczycie listy są balsamy do ust Botanical Organic LAURA CONTI. Sztyfty znajdują się w papierowych opakowaniach, które wysuwa się od dołu przy pomocy palca. Formuła balsamu jest bardzo zbita i nie da się jej od razu nałożyć na usta. Trzeba lekko ogrzać zawartość np. poprzez przytrzymania produktu na ustach. Myślę, że jest to fajna opcja, dla osób które zwracają uwagę na opakowania wolne od plastiku. Mimo, że aplikacja może być trochę uciążliwa, to cieszę się, że pojawiają się takie ekologiczne rozwiązania. 
 
żel pod prysznic Weleda z arniką

Kolejnym produktem, który chciałam Wam pokazać jest żel pod prysznic Weleda z arniką. Muszę przyznać, że do tej pory nie miałam kosmetyku myjącego o tak specyficznym zapachu. Żel ma mocny, ziołowy aromat, który unosi się w łazience. Zapach mnie nie drażnił, ale był tak ‘inny’, że od razu zwróciłam na niego uwagę. 
 
balsam do ust Weleda Skin Food

Podobne wrażenia miałam w styczności z balsamem do ust Weleda Skin Food Lip Balm. Zapach produktu jest ziołowy, ale tutaj dochodzi jeszcze specyficzny smak. Szkoda, że szybko znika z ust, bo lubię ziołowo-mentolowe klimaty i mogłabym się z nim polubić. 
 
balsam do rąk Rituals The Ritual of Sakura


Na uwagę zasługuje balsam do rąk Rituals The Ritual of Sakura. Kosmetyk jest niezwykle wydajny, ze względu na swoją lekką, szybko wchłaniającą się konsystencję. Połączenie lekkiej formuły z porządnym działaniem mile mnie zaskoczyło. Mam nadzieję, że jesienią i zimną, gdy moje dłonie stają się bardziej wymagające, również stanie na wysokości zadania. 
 

Znacie któryś z tych kosmetyków? 
Jaki produkt Was ostatnio zaskoczył?