Tusz do rzęs to podstawa makijażu niejednej kobiety. Często piszecie, że rezygnujecie z podkładu, cieni czy szminki, ale jednak tusz do rzęs prawie zawsze pojawia się na waszych oczach. W sumie nie dziwię się, bo nic nie uwydatnia urody tak jak pięknie podkreślone rzęsy. Przyznam, że w mojej kosmetyczce przewinęło się już sporo maskar. Mam kilka, do których lubię wracać, ale ciągle szukam ideału, dlatego od czasu do czasu pojawiają się u mnie nowości. Jedną z nich jest Catrice The Little Black One Volume Mascara.
Opakowanie jest eleganckie i minimalistyczne. Tusz posiada giętką, silikonową szczoteczkę w kształcie elipsy. Jest dosyć „mokry” i przez około 2 miesiące po otwarciu jego formuła nie uległa zmianie. Szczoteczka nabiera za dużo produktu. Po ściągnięciu nadmiaru tuszu jest trochę lepiej, ale mimo tego zabiegu na szczoteczce nadal jest sporo maskary, która oblepia i skleja rzęsy. Produkt miał łapać krótkie włoski, rozdzielać je i podkreślać, ale w moim wypadku zlepia je w nieestetyczne nitki. Szczoteczka słabo podkręca, co widać zwłaszcza w zewnętrznych kącikach oka. Moje rzęsy są dosyć długie, ale bez podkręcenia nie wyglądają dobrze.
Do tuszu miałam kilka podejść, próbowałam aplikować go na różne sposoby, zawsze z marnym skutkiem. Produkt mega mnie rozczarował i żałuję, każdej złotówki, którą na niego wydałam. 11 ml kosztuje ok. 18 zł.
Ciekawa jestem czy też nacięłyście się na ten tusz, a może u Was sprawdził się lepiej?