Moje dłonie mają tendencję do przesuszania, zwłaszcza zimą. Wtedy skóra staje się szorstka, nieprzyjemna w dotyku, czasem nawet pęka. Latem jest lepiej i dłonie nie są już tak wymagające, ale mimo wszystko dosyć często sięgam po krem do rąk. Przez ostanie dni towarzyszył mi oliwkowy krem do rąk Balea, który kupiłam w niemieckiej drogerii DM (klik).
Marka Balea jest mi dobrze znana przede wszystkim dzięki żelom pod prysznic. Lubię je za kolorowe opakowania, przyjemne zapachy i niską cenę. Ciekawa byłam, czy inne produkty również zrobią na mnie dobre wrażenie. Krem, który kupiłam znajduje się w tubie o pojemności 100 ml z praktycznym zamknięciem na zatrzask.
Kosmetyk ma lekką konsystencją i przyjemny delikatny zapach. Do pokrycia skóry rąk wystarcza niewielka ilość. Dobrze się wchłania pod warunkiem, że nie przesadzimy z ilością. Nie pozostawia tłustej, lepkiej warstwy. Jego działanie jest dosyć słabe. Po aplikacji skóra jest gładka i przyjemna w dotyku, ale uczucie nawilżenia jest chwilowe. Nie sprawdzi się przy zniszczonych dłoniach, bo działa powierzchniowo, nie regeneruje. Opakowanie jest wydajne i kosztuje 0,85 euro (ok. 4 zł). Myślę, że bez problemu zużyję tubkę do końca, ale dla mnie to przeciętniak, dlatego nie planuję ponownego zakupu.
Znacie kosmetyki Balea?
Miałyście okazję używać kremów do rąk tej marki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, staram się na wszystkie odpowiadać na bieżąco.
Jeśli podoba Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, jeśli Twój mnie zainteresuje, dodam go do swojej listy czytelniczej :)