Pewnie świetnie kojarzycie kultowe balsamy do ust EOS w kształcie jajeczka. Tyle zachwytów było o nich na blogach, że w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy czegoś nie tracę. Jakoś nie po drodze mi było z zakupem balsamu za 30 zł, a podczas promocji nie sposób było go dorwać. W ostatnim czasie EOS wprowadził do swojej oferty mazidła w formie sztyftów.
Waniliowa pomadka EOS w sztyfcie trafiła do mnie z adwentowym kalendarzem kosmetycznym Douglas 2017. Spodziewałam się świątecznego zapachu, wypełnionego słodyczą, niestety po otwarciu aromat był średnio wyczuwalny i bardzo szybko zwietrzał do zera. Pomadka miała popsute opakowanie i nie dało się wkręcić sztyftu, a do tego działanie kosmetyku było słabe. Postanowiłam się, jednak się nie zrażać i dać mu jeszcze jedną szansę. Przy okazji zakupów w niemieckim DM do mojego koszyka wpadła szminka o wdzięcznej nazwie strawberry sorbet. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy okazało się, że także tym razem opakowanie jest felerne i nie da się wkręcić sztyftu…
Pod względem zapachu na szczęście jest lepiej. Wyraźnie czuć przyjemny, owocowy aromat bez sztucznych nut zapachowych. Niestety samo działanie jest znikome. Balsam jest bardzo lekki i błyskawicznie się zjada. Na ustach tworzy subtelną powłoczkę. Sztyft jest miękki i przy codziennym użytku pomadka znika w tempie błyskawicznym. Niestety produkt nie zapewnił dostatecznej ochrony moim ustom, zwłaszcza teraz, gdy temperatura na dworze potrafi dokuczyć. Szybko pojawiły się problemy popękanych kącików, z którymi nie miałam kłopotu od dłuższego czasu. Choć sam wygląd EOSa jest przyjemny i balsam ma potencjał ze względu na dobry, naturalny skład, to u mnie się nie sprawdził. Produkt w cenie regularniej kosztuje 25 zł za 8 g.
Miałyście jajeczka lub sztyfty EOS? Jak się u Was sprawdziły?
Miał ktoś problem z popsutym opakowaniem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, staram się na wszystkie odpowiadać na bieżąco.
Jeśli podoba Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, jeśli Twój mnie zainteresuje, dodam go do swojej listy czytelniczej :)