Do miesięcy wakacyjnych zostało jeszcze trochę czasu, ale ja swój urlop mam już za sobą. W tym roku zdecydowałam się na wcześniejszy wypoczynek, głównie ze względu na wysokie ceny wyjazdów w sezonie letnim. Jedną z atrakcji, którą sobie zafundowałam była jednodniowa wycieczka do stolicy Holandii.
Jak dojechać?
Do Amsterdamu wybraliśmy się pociągiem z Eindhoven. Bilety kolejowe w Holandii są dosyć drogie. Na naszej trasie (ok. 130 km) bilet w jedną stronę kosztuje ok. 20 euro. Nam udało skorzystać się z Dagkaart, czyli biletu jednodniowego, uprawniającego do poruszenia się po całym kraju, bez limitu kilometrów. Koszt Dagkaart to ok. 20 euro, więc zaoszczędziliśmy połowę na samym przejeździe. Niestety bilety typu Dagkaart są trudno dostępne, ponieważ wypuszczane są okazjonalnie przez holenderskie sieci sklepów takie jak Etos, Albert Heijn, Kruidvat.
Co warto zobaczyć?
Amsterdam sam w sobie jest ciekawym miastem ze względu na architekturę, która diametralnie różni się od tej w Polsce. Na pewno w oczy rzucają się wszechobecne kanały, których liczba w całym mieście waha się w okolicach sześciuset. Stanowią one ciekawy element krajobrazu, zwłaszcza wieczorem, gdy są podświetlone.
Chyba najbardziej popularną atrakcją turystyczną, jeśli chodzi o zabytki jest plac Dam. Jest to miejsce tętniące życiem, usytuowane w centrum miasta. Znajdziemy tam Pałac Królewski, który nie zrobił na mnie zbyt dużego wrażenia ze względu na zniszczoną elewację, przez co wygląda na bardzo zaniedbany. Po drugiej stronie znajduje się gabinet figur woskowych Madame Tussaud. Nie wchodziliśmy do środka, ponieważ ten punkt zaliczyliśmy już kiedyś w Londynie, więc nie było sensu tego powtarzać. Poza tym na placu Dam można zobaczyć zabytkowy budynek, w którym mieści się Hotel Krasnapolski, pomnik Pamięci Ofiar II Wojny Światowej oraz luksusowe centrum handlowe Bijenkorf.
Ogólnie miejsce jest bardzo zatłoczone, głównie przez turystów. Na placu występują różnego rodzaju artyści uliczni; żywe, ludzkie posągi, przedstawiające śmierć, Posejdona i inne stwory, które chętnie pozują do zdjęć pod warunkiem, że wrzuci się im parę groszy do kapelusza. Bez problemu można kupić tutaj lody, gofry oraz pamiątki, ale także stracić portfel, więc warto mieć się na baczności :)
Oprócz typowych zabytków i muzeów polecanych w przewodnikach z pewnością miejscem godnym uwagi jest Dzielnica Czerwonych Świateł, czyli Red Light District. Jest to nic innego jak dzielnica, gdzie otwarcie i całkowicie legalnie uprawia się prostytucję. W dzień mocno oblegana przez turystów, nocą podświetlana na czerwono zamienia się w prawdziwą stolicę rozpusty. Znajdziemy tutaj sklepy z erotycznymi gadżetami, lokale oferujące "live sex show porn" oraz agencje towarzyskie. Stałym elementem wystroju są przeszklone witryny, w których stoją prawie nagie kobiety reklamujące swoje usługi.
Warto zaznaczyć, że w ciągu dnia jest tutaj relatywnie bezpiecznie, ze względu na ogromną ilość turystów. Wiele osób spacerowało po ulicach Red Light District z małymi dziećmi, co jest dosyć kontrowersyjną sprawą. My byliśmy tam ok godziny 15, a w witrynach już zaczynały pojawiać się półnagie kobiety, dostarczając atrakcji nie tylko przyjezdnym, ale także dzieciakom przyprowadzonym przez nieodpowiedzialnych rodziców.
Istotną sprawą jest całkowity zakaz robienia zdjęć w tej dzielnicy. Oczywiście jest on notorycznie łamany przez turystów, który cykają foty nie tyle nagim kobietom, co raczej samej ulicy. Nie zauważyłam, żeby ktoś w ciągu dnia tego pilnował, ale wiem, że robiąc zdjęcia kobietom z witryn można przysporzyć sobie kłopotów.
Gdzie zjeść?
W Holandii ciężko o lokalną kuchnię, więc nie ma co nastawiać się na nowe doznania smakowe. Ceny w Amsterdamie są wysokie i trzeba trochę oddalić się od centrum, żeby coś zjeść i nie zbankrutować. My wybraliśmy włoską knajpkę przy Nieuwezijds Voorburgwal. W środku było ok, jedzenie dobre i relatywnie tanie (lasagne, pizza, pasta w cenie 10-13 euro).
Co jest charakterystyczne dla Amsterdamu oraz samej Holandii?
Na pewno kontrowersyjne muzea takie jak Muzeum Prostytucji, Prezerwatyw czy Haszyszu. Amsterdam jest dosyć specyficznym miastem, w którym tematy seksu i marihuany tratowane są dosyć lekko. Samo palenie marihuany w Holandii jest legalne i bez problemu można kupić jointa w tzw. Coffe shopie. Spacerując ulicą nieraz natkniecie się na zapach zioła dochodzący z tego typu lokali. Co więcej Coffe shopy są swojego rodzaju atrakcją turystyczną i mapki z ich lokalizacjami są sprzedawane w sklepach z pamiątkami.
Holandia słynie z rowerów, serów, tulipanów i wiatraków. Ogromna ilość rowerzystów rzuca się w oczy, zwłaszcza dla kogoś, kto w Holandii nie mieszka. Jest to główny środek transportu, którym przewozi się zakupy, dzieci czy też kolegę, mamę, babcię - zazwyczaj na bagażniku lub ramie.
Będąc tutaj warto zaopatrzyć się w typowy holenderski ser. Sklepów sprzedających wyłącznie te wyroby nie brakuje. Do wyboru są sery tradycyjne, młode, długo dojrzewające, kozie. Będąc w Amsterdamie skusiłam się na paczkę cebulek tulipanów, które z łatwością można kupić na ulicy. Popularne są także drewniane figurki w kształcie tulipanów oraz inne tulipanopodbne gadżety- idealne na prezent dla bliskich. Natomiast jeśli chodzi o same wiatraki to wierzcie mi lub nie, ale podczas mojej wizyty w Holandii wcale nie rzuciły mi się one w oczy, no może oprócz tego ze zdjęcia poniżej ;)
Wizytę w Amsterdamie uważam za udaną.
Jeśli ktoś ma okazję, to myślę, że warto się wybrać.
Jeśli ktoś ma okazję, to myślę, że warto się wybrać.