środa, 20 maja 2015

Lady Speed Stick Aloe protect w sprayu


Zawsze uważałam antyperspiranty Lady Speed Stick za jedne z lepszych. Zazwyczaj kupowałam wersję w żelu, która świetnie się u mnie sprawdzała. Uważam jednak, że spray, choć mniej wydajny, jest wygodniejszy i dlatego tym razem zdecydowałam się na tą formę ochrony.

Jak wcześniej pisałam żel sprawdzał się u mnie bardzo dobrze. Pod koniec stosowania, skóra się trochę przyzwyczajała i działanie było słabsze, ale generalnie byłam zadowolona. Bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że ten sam wariant, ale w sprayu, praktycznie wcale mnie nie chroni przed przykrym zapachem i mokrymi pachami. Niestety należę do osób, które pocą się dość intensywnie i muszę wspierać się blokerami. Od antyperspirantu oczekuję zapobiegania zapaszkom i zmniejszenia ewentualnych plam na ubraniach. Niestety Lady Speed Stick tego nie spowodowała, mimo, że producent obiecuje 24 godzinną ochronę. Poza tym zauważyłam, że przy rozpylaniu z atomizera wydobywa się bardzo dużo talku, a mało zapachu. W powietrzu lata, biały duszący pył przez co aplikacja jest niekomfortowa. Słabe działanie i zasłona dymna przy jego stosowaniu skutecznie zniechęciły mnie do ponownego zakupu.

Ostatnio nie mam szczęścia do antyperspirantów; Garnier w kremie okazał się kompletną klapą, teraz spray LSS… muszę chyba wrócić do Garnier mineral 48h w sprayu, który chyba najlepiej u mnie działał. 



Zdarzyło się Wam kiedyś, że ten sam wariant antyperspirantu, ale w innej formie (kulka, żel, spray) miały tak różne działanie?