Dzisiaj recenzja uroczo wyglądającej pomadki Balea. Pamiętam, że parę ładnych lat temu był ogromny szał na błyszczyki, w których kolory były ułożone w spiralę. Zawsze mi się one podobały i choć moda na nie minęła, ucieszyłam się, gdy wygrałam pomadkę o podobnym wzorze.
Opakowanie być może nie należy do najbardziej eleganckich, ale na pewno przyciąga wzrok i przywołuje na myśl cukierka. Plastik, z którego je wykonano jest średniej trwałości. Zapach pomadki miał być truskawkowo-bananowy, ale ja niestety wyczuwam tutaj głównie chemiczne nuty. Produkt lekko barwi usta. Jego konsystencja jest wazelinowa, natłuszcza wargi i dość szybko się zjada. Pomadka nie daje poczucia długotrwałego nawilżenia, trzeba często powtarzać aplikację, gdyż jej właściwości pielęgnacyjne pozostawiają sporo do życzenia. Na lato dla niewymagających mogłaby się sprawdzić. Dla mnie jest jednak zbyt słaba, ale mimo to mam do niej dość duży sentyment ze względu na jej wygląd.
Do kupienia w drogeriach DM za grosze, w Polsce przez internet lub w sklepach z niemiecką chemią.